piątek, 1 sierpnia 2014

dobrego nastroju ciąg dalszy

       Mam dzisiaj dobre wieści - dostałam tę pracę. Trochę po znajomości. Będę prowadzić przez dwa tygodnie, łącznie z weekendami, mały bar z burgerami, frytkami, grillowanym mięsem, piwem. O ironio, sama nie mogę legalnie kupić piwa, bo jestem półtora roku za młoda, a teraz będę je sprzedawać. Bar mieści się tuż za moim ulubionym McDonaldem, ciekawa lokalizacja, nie powiem. Jestem mega szczęśliwa, bo zarobię trochę kasy, a praca wydaje się bardzo fajna. Jutro i w niedzielę idę tam poduczyć się trochę co i jak robić, razem z szefem. Trzymajcie kciuki, żebym nie wyszła na pierdołę i pokazała, że daję sobie ze wszystkim radę ;)

       Szczerze mówiąc ta robota ułatwia mi głodówkę. Będę mieć styczność z jedzeniem przez te 9 godzin dziennie, owszem, ale silna wola zwycięży. Najwyżej wzbogacę moją codzienną dietę o dużą, mrożoną kawę i jakoś zachowam sprawność. Pewnie będę brała kanapki do pracy, więc łatwiej będzie mi ukrywać się z niejedzeniem przed mamą. No i na miejscu będę też jeść obiady, na które rodzice muszą mi dać trochę kasy - zarobię więcej niż gdybym nie głodowała :D Praca jest o tyle fajna, że w tygodniu przychodzi mało ludzi i szef powiedział, że mogę się w godzinach pracy spotykać ze znajomymi na terenie baru, oczywiście w granicach rozsądku no i cały czas uważając na klientów. Bardzo się cieszę! Jedyny problem będę mieć ze wstawaniem, bo nie działają na mnie budziki. Ale poproszę tatę, żeby budził mnie co rano. I tak muszę tam być na 11, więc to bardzo wygodna opcja.

       Dzisiaj gadałam z tym szefem około godzinę, a potem dwie kolejne siedziałam ze znajomą, która tam pracuje i jej chłopakiem. Gadaliśmy, graliśmy w karty i dopiero kiedy zbierałam się do domu zorientowałam się, że faktycznie nic nie jadłam. W ogóle mi to nie przeszkadzało. Może dlatego, że dzisiaj pogoda była dużo lepsza - podejrzewam, że ledwo 20 stopni. A może po prostu przywykłam. W każdym razie czuję się coraz lepiej. I już nie mogę doczekać się niedzieli, czyli obiecanej kawy i ważenia.

       A co u Was, moje motylki? Jak Wam idzie, i jak się czujecie?


2 komentarze:

  1. Super, że wyszło Ci z tą pracą. Chociaż ja bym chyba nie dała rady, jeśli miałabym styczność z takimi ilościami kalorycznego jedzenia... Zostało Ci niewiele czasu, dasz radę, a ja tylko czekam na Twoje efekty! Trzymaj się chudo x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, kochana! Bardzo ważne jest dla mnie Twoje wsparcie. Ty również się trzymaj ;)

      Usuń